6 września miała miejsce premiera najnowszej powieści Anny Ziobro „Domki z kart” – III tom Serii nadmorskiej, wydanej nakładem Wydawnictwa Dragon. Autorka w rozmowie z Sylwią Białowąs (@ksiazka_do_towarzystwa) opowiada dlaczego właśnie w górach jej głowa odpoczywa najlepiej, od czego zaczęła się jej przygoda z pisaniem, dopowiada historie bohaterów „Serii Nadmorskiej”, a także dzieli się z czytelnikami swoim ulubionym cytatem z serii nadmorskiej !!!
Kim jest Anna Ziobro? Od czego zaczęła się twoja przygoda z pisaniem?
Mówię o sobie, że jestem kobietą, która łączy w życiu wiele ról: mamy, żony, gospodyni domowej, pracownika etatowego, powieściopisarki, właścicielki psa ‒ wszystkiego tego, czego w danym momencie wymaga ode mnie życie. Zawodowo zajmuję się tłumaczeniami i korektą tekstów anglojęzycznych. Aktualnie mieszkam w Rzeszowie z mężem, córką i niesfornym psiakiem. Prowadzę dom, uprawiam ogródek, a kiedy tylko mogę, uciekam w góry i oddaję się pisaniu.
W przeciwieństwie do czytania, które nie od razu pokochałam, pisać lubiłam odkąd nauczyłam się to robić. Miałam bardzo bujną wyobraźnię. Pisałam opowiadania, razem z kolegą i koleżankami stworzyliśmy osiedlową gazetkę, byłam też klasowym kronikarzem. W czwartej czy piątej klasie szkoły podstawowej zamarzyła mi się maszyna do pisania. Tak długo męczyłam o nią rodziców, aż wreszcie tata przywiózł z Niemiec używany egzemplarz. Wkrótce wszyscy w domu mieli mnie dość, bo całymi popołudniami bez opamiętania stukałam w klawisze, a w porównaniu z dzisiejszymi komputerami i laptopami to było bardzo głośne urządzenie 🙂 Będąc w liceum, zaczęłam pisać wiersze, które były publikowane w lokalnej gazecie. Miałam nawet kilka wieczorków autorskich. Później jednak przyszło prawdziwe życie ‒ wymagające studia, absorbująca praca, rodzina. Pisanie zeszło na daleki plan. Pomysł na pierwszą powieść pojawił się kilka lat temu. Stało się to nagle, zupełnie znikąd. Początkowo chciałam go zignorować, ale utkwił mi w głowie i z czasem zaczął nabierać coraz wyraźniejszych kształtów. W końcu zaczęłam pisać. Najpierw myślałam, że po kilku dniach mi przejdzie, ale dni zmieniły się w tygodnie, tygodnie w miesiące, a moja przygoda z pisaniem trwa nadal.
Podobno nic tak nie opowiada historii jak trylogia. Czy Seria nadmorska, której finałowy tom „Domki z kart” miał swoją premierę szóstego września tego roku, od początku miała być trylogią?
Nie był to od początku mój plan. W momencie, kiedy zaczynałam pracę nad pierwszym tomem Serii nadmorskiej („Moje życie przed tobą”), miałam jeszcze małe doświadczenie jako autorka. Na rynku była wówczas dostępna jedynie moja debiutancka powieść „Tysiąc kawałków”, a ja sama dopiero szukałam swojej drogi. „Moje życie przed tobą” miało być jednotomową historią, idealną do czytania na wakacjach, jednak już w trakcie tworzenia fabuły pomysł na głównego bohatera tak bardzo się rozrósł, że „zamknięcie” go w jednym tomie okazało niemożliwe ‒ w ten sposób narodził się pomysł na „Nie pozwól mi odejść”. Kiedy napisałam dwa pierwsze tomy, uznałam całą historię za zakończoną i rozpoczęłam prace nad kolejną, zupełnie inną książką. Wtedy nieoczekiwanie pojawiła się myśl, że skoro Seria nadmorska ma dwa tomy, to czemu nie trzy? Trybiki wyobraźni zaczęły pracować i po kilku dniach miałam w głowie gotowy pomysł na „Domki z kart”. Chciałabym przy tym zaznaczyć, że chociaż „Domki z kart” są trzecim tomem serii, same w sobie stanowią pewnego rodzaju odrębną historię, dlatego można je czytać bez znajomości poprzednich części.
Akcja Serii nadmorskiej (jak sama nazwa wskazuje) rozgrywa się głównie nad naszym rodzimym morzem. W „Domkach z kart” wysyłasz bohaterki na „wycieczkę” w Bieszczady, gdzie chłonąc górski klimat, odpoczywają od codzienności. Gdzie ładuje swoje baterie Anna Ziobro?
Moje serce najrówniej bije w górach, a szczególnie w naszych polskich i słowackich Tatrach, chociaż Bieszczady, do których przenosi się część akcji „Domków z kart” też lubię, zwłaszcza jesienią. To właśnie w górach moja głowa odpoczywa najlepiej. Uwielbiam długie i wyczerpujące wędrówki, zdobywanie szczytów i wylewanie siódmych potów 🙂 Jest mi to potrzebne do utrzymania wewnętrznej równowagi. Jednak miejsce akcji Serii nadmorskiej nie jest przypadkowe ‒ nasze Morze Bałtyckie również chętnie odwiedzam. Uważam, że nigdzie nie ma piękniejszych zachodów słońca niż nad Bałtykiem i nigdzie spacer „po równym” nie smakuje tak dobrze jak tam.
W opiniach „Domków z kart”, które pojawiają się w sieci, możemy przeczytać, że jest to powieść dostarczająca wielu emocji, skłaniająca do refleksji i nie pozwalająca o sobie zapomnieć. Jak myślisz co sprawia, że twoje powieści poruszają do głębi?
O odpowiedź na to ostatnie pytanie trzeba by spytać samych czytelników. Ja staram się po prostu pisać tak, by czas spędzony na lekturze moich powieści nie był czasem straconym. Można je przeczytać w jeden-dwa wieczory, ale najważniejsze, by coś z nich wynieść. Zawsze dążę do tego, by przedstawiane przeze mnie historie skłaniały do refleksji. Celowo sięgam po trudne tematy, które niekiedy wolelibyśmy zamieść pod dywan. W każdą książkę wkładam ogrom pracy, przygotowania merytorycznego, sto procent serca, zaangażowania i umiejętności, jakie na dany moment posiadam. Praca nad tekstem zajmuje mi około pół roku i staram się, by wyglądał on pod każdym względem jak najlepiej. Wierzę, że czytelnicy to doceniają i znajduje to przełożenie również w ich ocenach i opiniach.
W twoich powieściach możemy poznać życiowe koleje losu wielu bohaterów. Wśród nich są dobre dusze i „czarne charaktery”, osoby starsze dzielące się życiowymi mądrościami i młodzież, która z nich korzysta. Których bohaterów najłatwiej, a których najtrudniej jest ci stworzyć?
Przyjemność sprawia mi tworzenie wszystkich bohaterów. Uważam, że za każdym człowiekiem stoi historia i nikt nie jest w stu procentach dobry albo zły. Lubię kreować postaci młodych ludzi, którzy dopiero uczą się życia, i osoby starsze, które często stanowią dla młodszych nieocenione wsparcie. Tych bohaterów, którzy „mają za uszami” troszkę więcej niż inni też z przyjemnością tworzę, starając się, by wszyscy mieli autentyczne cechy ‒ pozytywne i negatywne, przez co nierzadko zdarza się, że dana postać jest przez czytelników odbierana na różny sposób. Jedni darzą ją sympatią, innych trochę irytuje ‒ jak w prawdziwym życiu.
Jeśli już jesteśmy przy bohaterach, to porozmawiajmy o Adzie i Lenie. Każda z nich ma swój bagaż doświadczeń, dziewczyny mogą liczyć na siebie, mimo iż przyjaźń została zbudowana na kruchym fundamencie. Czy myślisz, że przyjaźń może przetrwać wszystko?
Wierzę, że prawdziwa przyjaźń przetrwa każde zawirowanie, ale pod jednym warunkiem ‒ że obie strony będą o nią dbać. Uważam, że niewiele rzeczy (jeśli w ogóle) jest nam danych raz na zawsze. Przyjaźń, podobnie jak miłość, jest nam raczej zadana i nieustannie trzeba nad nią pracować. Często wymaga kompromisów, spotkania się wpół drogi. Tak też było w przypadku moich bohaterek, Leny i Ady, których znajomość może wydawać się zbudowana na kruchym fundamencie, a jednak okazuje się trwała.
Skupmy się teraz na Marcinie ‒ chłopaku, który cierpi na chorobę Olliera i w wyniku której stracił nogę. Nie może się z tym pogodzić, jednak po pewnym czasie stawia czoło wyzwaniom życia. Jak uważasz, co sprawia, że człowiek pokonuje przeciwności losu?
Dużo zależy od charakteru danej osoby. Nieraz spotkałam się z opinią, że mój bohater Marcin został przeze mnie „obdarowany” nie tylko chorobą i niepełnosprawnością, ale i trudnym charakterem. Podobnie było w przypadku Idy z powieści „Za ścianą ciszy”. Zawsze tłumaczę się w ten sposób, że nie ma dwóch identycznych ludzkich historii i reakcji na określoną sytuację, problem czy przeciwność losu. W przypadku Marcina potrzebny był czas na to, by pogodził się z chorobą i kalectwem. Owszem, było mu łatwiej przez to, że miał wokół siebie osoby, którym na nim zależało, jednak w końcu to on sam musiał chcieć zawalczyć o siebie. Myślę, że od tego zaczyna się pokonywanie wszelkich przeciwności ‒ to my sami musimy czuć determinację, by je pokonać.
Lenę cechuje wyjątkowa wrażliwość na otaczający nas świat. Czy twoim zdaniem empatii można się nauczyć?
Chciałabym wierzyć, że tak, ale to nie jest łatwa nauka. Idealnie byłoby, gdyby dzieci uczyły się jej w domu, a jeszcze lepiej gdyby w szkole oprócz nacisku na języki, matematykę, osiągnięcia w różnych dziedzinach od początku był kładziony nacisk na szacunek, zrozumienie drugiego człowieka i jego inności, i na budowanie tolerancji. Żyjemy w świecie przebojowych ludzi, programów lansujących gwiazdy Show Biznesu, w świecie ukierunkowanym na ilość i na to, żeby mieć jak najwięcej. Oczywiście jest to pewne uproszczenie, bo nawet w dzisiejszym świecie jest też miejsce na empatię, ale nie jest ona tak powszechna, jak powinna.
Przez Serię nadmorską prócz szumu morza, możemy usłyszeć także dźwięk skrzypiec – atrybut jednej z postaci. Czy w duszy autorki również gra muzyka klasyczna? A może kiedyś marzyła o tym, by grać na skrzypcach?
Lubię muzykę klasyczną. W książce pada tytuł utworu Roberta Schumanna „Marzenie”, którego często słucham, ale nie marzyłam nigdy o grze na skrzypcach. Bardzo rzadko w swoich powieściach daję bohaterom moje własne marzenia. Dzięki temu, że piszę, dostaję poniekąd wiele żyć i za sprawą moich postaci mogę przeżywać rzeczy, o których sama nigdy nie marzyłam. Miałam jednak w życiu etap gry na instrumencie. Chodziłam do szkoły muzycznej, więc wiem, jak ciężka jest to praca i ile kosztuje wyrzeczeń. Z tym że ja grałam na pianinie. Do dziś mam w domu keyboard i lubię sobie pograć dla relaksu.
Z „Domków z kart” płynie przesłanie, że do realizacji pragnień potrzeba odwagi. Czy Ty masz odwagę, by sięgać po swoje marzenia?
Czasem brakuje mi tej odwagi, ale na szczęście większość moich marzeń jest dość przyziemna i z pomocą losu i bliskich osób udaje mi się je spełniać. Wierzę w to, że marzenia same się nie spełniają, a przynajmniej niezbyt często. Zwykle trzeba im w tym pomóc, ale potem okazuje się, że było warto i że każde spełnione marzenie dodaje nam skrzydeł i sprawia, że chcemy marzyć jeszcze więcej.
Na koniec może podzielisz się z czytelnikami swoim ulubionym cytatem z serii nadmorskiej?
Będzie to dość długi cytat. Mam nadzieję, że czytelnicy wybaczą, ale ten fragment „Domków z kart” jest absolutnie moim ulubionym 🙂
‒ Ale wracając do miłości, nie wiem, czy to jest coś, co należy podziwiać. Ona po prostu jest albo jej nie ma. Nie powinno się jej wartościować. Nie możemy uznać, że moja miłość jest lepsza od twojej, bo każda jest tak naprawdę inna… To trochę jak z domkiem z kart. Niby zawsze chodzi o to samo, a wszyscy budujemy go nieco inaczej.
‒ Niektórzy z asów, inni z dwójek ‒ wtrąciła Ada.
‒ Ale asy wcale nie wpływają na jego stabilność.
‒ Mój domek za cholerę nie chciał być stabilny.
‒ Może dlatego, że tylko ty miałaś nadzieję, że w ogóle będzie stał.
Rozmawiała Sylwia Białowąs, @ksiazka_do_towarzystwa.
Anna Ziobro
Rzeszowianka – pracująca jako tłumacz i korektor tekstów. Przygodę z pisaniem zaczynała od wierszy. Miłośniczka gór, która lubi obserwować świat i rozmawiać z ludźmi, choć ma w sobie duszę samotnika.